Były czasy, gdy w naszej polskiej przestrzeni rodziny nie istniały w ogóle. Jakby były niezgodne z pewnym rodzajem aktywności. Rodziny można było znaleźć co najwyżej w czterech ścianach, przy liczeniu pieniędzy z chwilówki - ale jakież to komercyjnie nieciekawe…
W owym czasie istniały wyłącznie kobiety, a raczej ich wielkie facjaty, nieustannie w stanie zaskoczenia nagłym przypływem radosnej ekstazy, czymś nie do opanowania - z wyjątkiem jednego sposobu - naprawdę długiego rajdu po alejkach, gdzie wreszcie z ulgą skończą się pieniądze, nawet te z karty kredytowej.
Wtedy zdarzało się, że te wszystkie płaskie twarze wchodziły w inny tryb, wyglądając nagle jak zimne cyborgi, które mówią przez proroków - ej dziewczyno z miasta, olej zmartwienia „jak przeżyć do pierwszego”, zaszalej, wystarczy trochę chcieć od życia i już jest z ciebie zimna jak lód modelka-kosmitka, obwieszona srebrnymi torbami właśnie wtedy, kiedy biznes ogłosił święta.
Jednak po ostatniej zmianie władzy w Polsce - nawet u nas w górach - pojawiły się wiatry o innej woni. Nagle kreatywni w agencjach i krawaciarze w swoich gabinecikach, na zaśmieconych tyłach galerii handlowych stwierdzili, że pokazywanie rozrzutnych hedonistek już jakoś nie pasuje, że trzeba się bardziej zestroić z klimatem tradycyjnych wartości. I tak nadeszła era płasko-szczęśliwych rodzin.
Codziennie widujemy te familie dookoła. Radośnie idą na zakupy, koniecznie ze szczęśliwym dzieckiem - oczywiście przezornie jednym, by nie drażnić przeciwników programu 500+, czy to strojem zbyt paradnym i wyglądającym na kosztowny, czy też dwoma fotelikami w sprowadzonym od Niemca używanym, ale jeszcze błyszczącym passatem. O każdej porze roku znajdują czas i pieniądz na radosne rodzinne zakupy. By podkreślić tradycyjny model rodziny, od czasu do czasu baba rzuca się chłopu na szyję, żeby było wiadomo, komu za ten dobrobyt dziękować.
Nawet zakaz handlu w niedzielę nie sprawi, że oni w jakimkolwiek kościele poczują się bardziej rodziną, aniżeli w tych swoich płaskich momentach. Dlatego myślę, że wraz z zakazem handlu w niedziele diecezja bielsko-żywiecka powinna iść za ciosem i wykreować swoją płaską rodzinę, która pięknie, acz skromnie - wystrojona z rozmachem godnym drwala - daje na tacę gruby banknot. Z tego powodu córka bardzo się cieszy, bo dostanie na pewno lepsze miejsce w niebie, w którym tak dobrze będzie wyglądać w nowych butach.
Płaskie momenty rodzin zawierają odniesienia do sezonów (bo bez tego zidiociali ludzie kupowaliby sandały na wiosnę, a nie na jesieni, kiedy są super przeceny), jednakże wachlarz możliwości, które daje kalendarz liturgiczny, jest znacznie szerszy. Sceny strojnego, wspólnego pójścia ze święconką do kościoła, instruktaże jak suto ugościć księdza po kolędzie, sceny pogrzebu, gdzie obok trumny widnieje wyraźnie tłusta koperta (rodzina na drugim planie też parę takich ma) - możliwości jest bez liku, a więc dalej, nie ma się co krępować. Rodzina i biznes idą sobie pięknie w parze po żywieckich barach szybkiej obsługi, rondach i ulicach, ale także przecież szerzej, dalej i głębiej, jak kraj kościołów i galerii handlowych długi i szeroki. W końcu jesteśmy znani ze świecenia przykładem na cały kraj.
VAM