Mija właśnie 20 lat od kataklizmu w 1997 roku, zwanego powodzią tysiąclecia. Dotknęła ona również w dużym stopniu Żywiecczyznę. W skali lokalnej zapamiętana jest zapewne z rwących i porywających wszystko potoków i dużych strat materialnych, a w skali bardziej globalnej ze słynnych słów premiera Cimoszewicza, że „trzeba się było ubezpieczyć”.

Jak się zaczęło?
Nieprzerwanie padający deszcz w dniach 3 – 10 lipca 1997 roku na południu Polski i w naszych górskich terenach spowodował wezbranie się potoków i rzek. Pędzące z gór strugi wody niszczyły domy, drogi, gospodarstwa, pola uprawne. Ich siła uderzeniowa w miejscowościach położonych powyżej Żywca była wielka i destrukcyjna, jednak działanie to było stosunkowo krótkie. Im niżej, tym potoki zamienione w rzeki wolniej spływały, przez dłuższy czas wdzierając się w poszczególne rejony miast i wsi.
Wiele dni trwogi i długie usuwanie szkód
Dorzecze Soły było najbardziej zagrożonym terenem ówczesnego województwa bielskiego. W samym Żywcu długo zastanawiano się, czy Most Solny wytrzyma, a strażacy z bosakami kierowali pędzące wraz z wodą kłody. Tego typu obrazków pozostało zapewne w pamięci wiele. Obawy dotyczyły również zapory w Tresnej, elektrowni na Żarze, czy nie trzeba będzie spuścić wody i co w związku z tym? Soła podmyła wtedy most kolejowy w Żywcu i zniszczyła most w Cięcinie, a w Ujsołach woda zniosła dwa domy. Skutkami powodzi dotknięte były w naszym regionie praktycznie wszystkie gminy: Czernichów, Gilowice, Jeleśnia, Koszarawa, Lipowa, Łękawica, Łodygowice, Milówka, Radziechowy Wieprz, Rajcza, Świnna, Ujsoły, Węgierska Górka, miasto Żywiec. Niestety były też wypadki śmiertelne. Ogółem w ówczesnym województwie bielskim zginęło 5 osób.
Bilans krajowy
Efekt powodzi z 1997 r. w kraju to 55 ofiar śmiertelnych i straty materialne szacowane na około 12 mld złotych. W wyniku powodzi dach nad głową straciło 7000 ludzi, straty z tytułu zniszczenia majątku poniosło 9000 firm. Woda zniszczyła lub uszkodziła 680 000 mieszkań, 4000 mostów, 14 tys. 400 km dróg, 613 km wałów przeciwpowodziowych i 500 tys. ha upraw.
Skutki
Powódź w lipcu 1997 roku stała się dominującym tematem tamtego miesiąca i kilku następnych. Podczas jej trwania, w naszym regionie i nie tylko, społeczeństwo wykazało się wielką solidarnością i wzajemnym poświęceniem, czego dowody utrwaliło mnóstwo fotografii. W beskidzkich wsiach, nad naszymi rzekami czy jeziorami ślady wielkiej wody widoczne były jeszcze przez wiele miesięcy. Naruszona wówczas infrastruktura i linie brzegowe stały się też łupem dla kolejnych, często już znacznie mniejszych z pozoru działań płynącej wody. Kataklizm miał też skutek polityczny. To wielka woda w dużym stopniu – jak twierdzili eksperci – zmyła rządy Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który nie wygrał jesiennych wyborów parlamentarnych między innymi po tym, jak premier Włodzimierz Cimoszewicz przy okazji debaty na temat pomocy powodzianom stwierdził, że „trzeba było się ubezpieczyć”. Powódź wywołała również lawinę spekulacji, czy musiało do tego dojść i czy Państwo Polskie jest dostatecznie przygotowane na taką okoliczność. Rozpoczęły się rozmaite działania rzeczywiste i prawne, mniej lub bardziej skuteczne, w kierunku zapobieżenia takim skutkom wielkiego deszczu i rozlewu wody.