O finale sprawy z kamerami, zainstalowanymi w ubikacji budynku gminnego, napisała Gazeta Wyborcza.
Ktoś zainstalował obiektywy w ogólnodostępnej toalecie jednego z gminnych budynków w Jeleśni. Na uwagę zasługuje pieczołowitość, jaką wykazano się w tym przypadku. Ktoś zręcznie ukrył w podłodze miniaturowe urządzenia. Kolejne znalazło się w pojemniku na szczotkę do czyszczenia muszli klozetowej. Gazeta Wyborcza, w tekście pt. „Oko prezesa. Montowanie ukrytych kamer w toaletach nie jest w Polsce rzadkością” podała, że na komisariacie policji jedna z kobiet zobaczyła siebie w ubikacji na nielegalnie wykonanym nagraniu. Sąd w Żywcu nakazał zwrot pojemnika na szczotkę i zniszczenie urządzeń.
Funkcjonariusze z żywieckiej policji wszczęli dochodzenie w sprawie nielegalnego podglądania i okazało się, że kamery odnalazł jeden z gminnych pracowników dwa lata wcześniej. Nie zgłoszono tego jednak organom ścigania, ponieważ zamontował je sam prezes spółki komunalnej, działającej w tym budynku. Pracownicy liczyli na to, że jeśli nie zgłoszą nagrywania na policję, zyskają u szefa specjalne względy. Sprawa była o tyle szczególna, że toalety te służą nie tylko pracownikom spółki. Korzystają z niej też interesanci Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.
– Wypiłam rano kawę, a wiadomo, że po kawie zawsze chce się sikać. Nie miałam pojęcia, że w toalecie jest jakaś kamera. Dopiero od policji dowiedziałam się, że jestem w komputerze. Policjant kazał mi przyjść i obejrzeć, co nagrano. Zobaczyłam na filmie, jak podciągam spodnie – przekazała Gazeta Wyborcza wypowiedź poszkodowanej kobiety. Sprawa trafiła od Sądu.
Prezesowi udowodniono, że nagrał łącznie sześć osób - zarówno panie, jak i panów. W procesie, który toczył się za zamkniętymi drzwiami, niedawno zapadł wyrok. Sąd zdecydował o warunkowym umorzeniu postępowania karnego przeciwko winnemu prezesowi na okres dwóch lat i przyznaniu mu na czas próby kuratora sądowego. Sędzia Anna Zgierska – Kuropatwa uznała, że wina i społeczna szkodliwość czynu nie były znaczna. Ponadto w chwili popełniania tego występku mężczyzna miał mieć ograniczoną możliwość kierowania swoim postępowaniem. Sąd nakazał mu pisemne przeproszenie osób nagranych, terapię psychiatryczną oraz zniszczenie kamer.
Nadal rządzi i….
Prezes za swoje postępowanie przeprosił, ale stanowisko zajmuje nadal. W Jeleśni mówi się, iż to może dlatego, że nagrywa nie tylko w urzędowej ubikacji. Nikomu nie jest spieszno do sfinalizowania tej dosyć kuriozalnej sprawy. O prezesie mówi się, że od dawna ma zapędy w kierunku elektronicznego monitorowania pracowników. Dziesięć lat temu dwie śmieciarki jeleśniańskiej spółki wyposażone zostały w nowoczesne systemy satelitarne. Dzięki temu samochody przez całą dobę były pod ścisłą kontrolą. Można było sprawdzić wszystko – o której godzinie śmieciarka wyjechała w teren, gdzie się zatrzymywała, ile zużyła paliwa, ile razy była załadowywana. Zamontowanie systemu kosztowało niecałe 2 tys. zł. Co ciekawe, zadowoleni z takiego novum technologicznego byli nawet kierowcy ciężarówek. Dzięki monitoringowi sytuacje, w których to mieszkańcy z jakichś powodów nie wystawili kubłów na czas, nie obciążały ich konta, co często wcześniej miało miejsce. Monitorowanie jazdy śmieciarek, a podgląd tak specyficznego miejsca jak toaleta, to jednak zasadniczo różne sprawy.