W niedzielne popołudnie wszyscy oczekiwali nowoczsnego pociągu, jaki miał przejechać przez żywiecki dworzec. Doczekali się i nie doczekali.

Jesienią 1907 roku na peron żywieckiej stacji kolejowej wjeżdżała królowa Hiszpanii. Witał ją paradny orszak oficjeli i mieszkańców. W źródłach sam wjazd pociągu opisywany jest jako główny punkt kilkudniowego ceremoniału.
Wieść mniej źródłowa, a bardziej gminna, głosi o przejeździe „Pana Prohaski”, czyli cesarza Franciszka Józefa po Galicji. Na każdym z możliwych dworców witały go niemniej liczne i barwne orszaki.
W niedzielę na żywieckim i zwardońskim dworcu pojawił się pociąg „Inka”, mknący po chwili do Warszawy. Miał być nowoczesny Dart. Niestety nie był, skład na Żywiecczyznę dotarł nie pierwszej młodości. Powiało rozczarowaniem.
Istnieje wiele dzieł literackich, omawiających słynne wjazdy na peron pięknych maszyn i dostojnych person. Istnieje też pewna rosyjska komedia, gdzie rewizor okazuje się fałszywy. Nie ma tam pociągu, jest słynne zdanie:
„Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie”.